Czytelnia OKIEM


Ostatnia modyfikacja tematu:
Dział "Czytelnia"
Encyklopedia OKIEM - strona główna


Alkohol - "Jesienne Marzenia"

Poruszył się niepewnie leżąc na ławce. Wokół jesienne liście spadały układając na wyschniętej trawie dziwne wzory. Było mu zimno, gdzieś w środku czaił się lęk. Jesienne myśli cicho kołatały się w bolącej czaszce. Leżał usiłując przypomnieć sobie noc i poprzedni wieczór. Czy był w domu ? czy znowu sen zmorzył go gdzieś z dala od ciepła czterech ścian ? Czy znowu na plączących się nogach nie był w stanie dojść dalej jak sto metrów od knajpy - ostatniej wieczornej przystani ? Może to i dobrze, że nie poszedł do żony, unikając jej smutnych oczu oraz wzroku dzieci rzeźbiących na jego sercu bruzdy wstydu i płaczu. Oskarżali go swoim wzrokiem, swoimi myślami i swoją obecnością. Oskarżali go tym że mieli siłę nie sięgnąć po wabiący kieliszek. Usiadł. Ból przeszywał go i spinał metalowymi klamrami trzęsący się mózg. Obok na drugiej ławce leżał pijak i spał. Brudny, ze śladami błota na spodniach i szarej, starej marynarce, ze śladami moczu i resztek alkoholu. Zarośnięty i śmierdzący. On sam wyglądał podobnie. W ręku trzymał jeszcze kurczowo flaszkę spirytusu - napoju przynoszącego ulgę, napoju dzięki któremu można było głębiej zaczerpnąć powietrza i oprzeć się wygodnie w fotelu zapominając o bożym świecie. A tymczasem w domu znów brak pieniędzy na chleb, zaległe opłaty wściekły szef i zła teściowa, biedne, niedożywione dzieci i zapuchnięte oczy żony, którą tak kiedyś kochał. Musiał pić, musiał znaleźć chwilę zapomnienia, odprężenia, chwilę wytchnienia od ciągłego stresu.

Był porządny. Nigdy nie kupował drogich alkoholi tych rozreklamowanych i tych w przepięknych butelkach, o kształcie przywodzącym na myśl szeroki świat, pełnię życia i szczęścia. Gdy stawał w jednym z licznych monopolowych sklepów po butelkę gorącego płynu i wzrokiem czesał półki ugięte od kolorowych win, likierów, koniaków i ginów, widział oczyma wyobraźni grubych, mocno opalonych biznesmenów wysiadających z białych lub czarnych cadilaców, trzymających w rękach niewielkie teczki świadczących o pozycji jaką posiadali. Widział tych bosów monopolu spirytusowego zacierających ręce gdy patrzą na kolejki w sklepach z wódką, obliczających milionowe wpływy od setek i tysięcy klientów, alkoholików, ludzi potrzebujących i szukających odprężenia i zapomnienia. Widział ich planujących psychologiczne taktyki wabienia na wędkę nałogu, obmyślających sposoby na wprowadzenie kolejnych zwyczajów związanych z piciem, stukaniem kieliszkami, zwyczaje weselne, zwyczaje na przyjęciach, zwyczaje na poczęstunkach, komersach, studniówkach, stypach, chrzcinach, zwyczaje piątkowe, sobotnie, wtorkowe, po wypłacie, przed wypłatą, na kaszel, na ból zęba, na reumatyzm, na ogrzanie, na smutek, na radość, na zapomnienie... Czuł ich wzrok utkwiony w swojej kieszeni, czuł też na sobie wzrok swojej żony i dzieci. Patrzyły jak jego ręce chwytają ostatni banknot zamieniając go na parę chwil zapomnienia. Przynajmniej noc będzie spokojna bo go w domu nie będzie, prześpi się na ławce w parku albo gdzieś w rowie, nie zrobi im awantury...

Wstał z ławki i powlókł się powoli do domu szeleszcząc żółtymi liśćmi. Przeszedł skrzyżowanie i zatrzymał się przed sklepem z alkoholem. Powiódł wzrokiem po półkach. Ruszył dalej nie wstępując do środka - nie miał pieniędzy.

Marcin Niewalda