Czytelnia OKIEM


Ostatnia modyfikacja tematu:
Dział "Czytelnia"
Dział "Sekty"
Encyklopedia OKIEM - strona główna


Skąd wzięły się nowe ruchy religijne ?

Nim odpowiem na to pytanie podzielę się anegdotą. Po zakończeniu II wojny światowej, po zwycięstwie nad swoim handlowym konkurentem - Cesarstwem Japonii, Stany Zjednoczone rozpoczęły ekspansję w strefie Pacyfiku, ekspansję także kulturową. Jazz i coca cola stały się tam symbolami wolności i dobrobytu. Do tych krajów przyjeżdżali młodzi Amerykanie z Korpusu Pokoju by za darmo pomagać ubogim, młodym demokracjom (lub ustrojom, które na demokracje mieli zamiar przerobić). Przywozili ze sobą "amerykański styl życia", który w zależności od sytuacji można było przedstawiać bądź jako skutek bądź przyczynę potęgi Wielkiego Brata. Tak też było w Indiach. Młodzi Hindusi dostrzegali biedę własnego kraju, ale mając przed oczami wielkie kierunkowskazy amerykańskiej doskonałości, jasno widzieli drogę jaką powinni zmierzać. Elvis Presley i inne gwiazdy rock and rolla królowali tak w czarnych sercach Drawidów, jak i poruszali jasne dusze Ariów. W potocznym rozumieniu im coś miało w sobie więcej amerykańskości, tym było bardziej postępowe, a tym samym, rzecz jasna, lepsze. Oto co na ten temat pisze Gita Mehta, hinduska dziennikarka, w książce Karma Cola czyli mistycyzm Wschodu na światowym rynku:

Amerykański marketing dla mas z taką prędkością penetrował subkontynent indyjski, że rząd indyjski zaprosił specjalistów w tej dziedzinie, by z podobnym mistrzostwem spopularyzowali tu antykoncepcję. Podczas gdy kontrola urodzin i pop kultura przemierzały ramię w ramię indyjskie wioski, my z miast i uniwersytetów także nie ustawaliśmy w pracy. I kiedy to, co nas tak napędzało, wydawało się już w zasięgu ręki, wtedy zdarzyło się coś nie do pomyślenia.

Królowie rock and rolla abdykowali.

Na rzecz Rawi Śankara i Mahariśi.

Gdy sitar (hinduska "gitara" - J.Z.) wyrugował wibrujący dźwięk saksofonu, a mantry poczęły mącić krystaliczną czystość tekstów rockandrollowych, wtedy miliony Amerykanów z dzikim błyskiem w oczach wypięło się na to całe niezwykłe instrumentarium i zakrzyknęło wskazując na nas.

- Hej wy! To wy macie to coś!

JAK DO TEGO DOSZŁO? W Stanach Zjednoczonych, przedmiocie westchnień ubogich tego świata, rozwijała się kontestacja. Zapoczątkowany w latach 50. ruch beatników odrzucał wartości społeczeństwa białych, anglosaksońskich protestantów i negował dorobek amerykańskiej cywilizacji. W latach 60. pojawiła się kolejna generacja buntowników - hippisów, nawiązujących do protestu beatników. Hippisowska podkultura była szczególnie popularna na uniwersytetach. Lata 60. to również czas interwencji w Wietnamie, masowych protestów antywojennych i tworzenia ruchu pacyfistycznego.

Natura, oczywiście nie znosi próżni. Po wyrugowaniu dotychczasowego stylu życia, a przede wszystkim sensu życia, potrzebna była nowa duchowość, nowy klucz interpretacji świata. Wyrzucaniu "staroci" towarzyszyła refleksja "inwentaryzacyjna". Amerykanie uświadomili sobie, zgodnie z prawdą, że są państwem zbudowanym na kradzieży, wyzysku i zbrodni, a obecnie kontynuują tę politykę wobec "miłujących pokój i wolność ludów III Świata". Bezpośrednim tego przykładem miała być wojna w Wietnamie. Tak oto m.in. z potrzeby nowej duchowej inspiracji i kompleksu winy zrodziło się amerykańskie zainteresowanie Wschodem, a Indiami w szczególności.

W I etapie tej fascynacji, do Indii przyjeżdżały tysiące poszukujących oświecenia Amerykanów, a potem także Europejczyków. Ci, którzy w swoich krajach odrzucili krępującą ich hierarchię i normy obyczajowe, przyjechali do społeczeństwa od stuleci opierającego się na sztywnym systemie kastowym i czczącego ascezę buddyjskich mnichów. Wybryki obyczajowe "spontanicznych" pielgrzymów w ich orgiastycznych komunach spowodowały reakcję władz indyjskich i deportację części "białych guru".

Powrót wyrzuconych do krajów macierzystych rozpoczął II etap orientalizacji Zachodu. Zaczerpnąwszy ze źródła mądrości dzielili się dorobkiem starożytnej kultury z nieoświeconymi, ale poszukującymi. Wnosili także własny wkład w postaci nieosiągalnej dla mędrców Wschodu zdolności do syntezy. Wiedzę, której poznanie Hindusom zabierało długie lata, czasem całe życie, amerykańscy misjonarze buddyzmu i hinduizmu potrafili przekazać w kilka godzin. Klimat tworzony przez orientalną muzykę, zapach kadzidełek i powłóczyste szaty "mistrzów" niewątpliwie zwiększał zdolności percepcyjne odbiorców. W efekcie wszyscy byli zadowoleni: uczniowie wiedzieli, że wszystko jest jednością, a celem nicość, a nauczyciele mieli zapewniony godziwy byt dzięki stawianiu wróżb, sprzedaży orientalnych akcesoriów do medytacji, literatury przedmiotu oraz coraz modniejszej egzotycznej odzieży i biżuterii.

Wyrzucenie z Indii kilku oszołomionych buddyzmem i hinduizmem Amerykanów nie zmieniło oczywiście faktu, że rzesze ludzi Zachodu nadal poszukiwały tam Wielkiej Nicości. W Indiach, tym wielkim kraju, chociaż gospodarczo, delikatnie mówiąc, zapóźnionym, znalazło się kilku ludzi, rozumiejących podstawowe prawa ekonomii. Chodzi o ekonomię uduchowienia, oczywiście.

Jednym z nich, symbolizujących III etap orientalizacji Zachodu, był CHANDRA MOHAN RAJNEESH. Oskarżany o przemoc, nadużycia podatkowe i wyłudzanie odszkodowań uciekł z Indii i przyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tam stworzył znaczący ruch religijny lansujący transcendencję seksu czyli nagie medytacje, jako drogę zbawienia. Zbudował też osadę Rajneeshpuram, do złudzenia przypominającą gułag. Był właścicielem kilkudziesięciu rols-roysów. Aresztowany, otrzymał 10 letni wyrok w zawieszeniu i nakaz deportacji. Zmarł w ojczystych Indiach.

Następna godna zainteresowania postać to MAHESH YOGI, który samozwańczo nadał sobie tytuł MAHARISHI, przyznawany w Indiach wielkim mędrcom. Sławę zyskał dzięki Beatlesom, czterem młodym ludziom wyrosłym w robotniczych dzielnicach Liverpoolu, których sława wyniosła na idoli nastolatków. W poszukiwaniu, nie tyle nowej mądrości, co jakiejkolwiek mądrości, znaleźli w Maharishim nauczyciela. Lansowane przez niego kursy medytacji przyciągnęły szereg innych sław show biznesu, m.in. członków zespołu Beach Boys, Donovana, Mię Farrow. Romans z Beatlesami nie trwał długo, ale wystarczająco by "mędrzec" zrósł się z legendą Wielkiej Czwórki.

Mając sławę Maharishi zapragnął też autorytetu. Wykazał tu duży talent propagandowy. Wygłaszał, na przykład, wykład w stołówce studenckiej w Oxfordzie, podczas przerwy obiadowej. Zamieszczał następnie informacje o tym fakcie, tzn. "wykładach w Oxfordzie", w swoim reklamowym życiorysie. Zrozumiał także istotę zainteresowania wschodem przez ludzi przynależnych do cywilizacji Zachodu. Przyzwyczajonym do szybkiego uzyskiwania dóbr, nie mającym czasu na długotrwałą naukę, proponował łatwość drogi do raju, ekspresową doskonałość i najwyższą prostotę. Za dwa tysiące franków francuskich "ofiarowywał" prywatną mantrę. Rytmiczne zaklęcie, powtarzane 2 razy dziennie po 20 minut, miało dawać magiczne skutki. Rozumiejąc słabość Białych do naukowych fasad i żargonu powołał Międzynarodowy Uniwersytet Maharishiego i Akademię Medytacji. Ukoronowaniem spektakularnej działalności było utworzenie Rządu Świata wraz z Ministerstwem Dobrego Samopoczucia.

Jeszcze lepiej "sztukę kameleona" opanował ANANDAMURTI (prawdziwe nazwisko - Prabhat Ranjan Sarkar) twórca ruchu Anada Marga (Droga Radości). W Indiach zarzucano mu selektywny werbunek bogatych i wpływowych adeptów oraz oszustwa podatkowe. Zamieszany w porwanie samolotu w Indiach (1979), uznany za wroga publicznego, został wypuszczony za kaucją po czym udał się do Europy. W zależności od potrzeby lansuje się jako prorok, gdzie indziej - jako uczony. Orientalny kult staje się raz mistyką, raz techniką relaksacyjną, by w innym wcieleniu okazać się sposobem doskonalenia - uniwersytetem umysłu lub fundacją charytatywną.

Najlepiej podkulturę amerykańskiego orientalizmu zrozumiał ABHI CZARAN DE. 69 letni przedsiębiorca z Indii, wielokrotny bankrut interesujący się religią hinduistyczną, w 1965 roku przybył do Nowego Jorku. Był wszechstronnie wykształcony, posiadał dyplomy uniwersyteckie z ekonomii i filozofii, władał językiem angielskim i sanskrytem. Swami Prabhupada, gdyż pod takim imieniem występował, zrozumiał, że muzyka i taniec są w Stanach Zjednoczonych lepszymi sposobami propagowania nauki Krishny niż teksty. Założył więc powłóczyste szaty wiejskiego ascety, sandały i udał się do Cental Parku, w owym czasie miejsca spotkań młodych hippisów. Zaczął tam tańczyć i śpiewać. Poruszający się przy dźwiękach cymbałków starzec, mrucząco-śpiewający mantrę Hare Krishna, wyglądał niczym żywy eksponat etnograficzny. Dzięki właściwemu wyborowi środków, miejsca i czasu akcji od razu przyciągnął do siebie tłum gapiów. Odtwarzaną przez niego muzykę ludową, w Indiach wykonywaną podczas świąt krishnaickich, przyjęły zespoły rockowe i folkowe. Nastawieni przede wszystkim na odbiór muzyki młodzi ludzie wchłonęli kolejną dawkę modnej "indyjskości".

Prabhupada wkrótce zgromadził wokół siebie grono uczniów, w pierwszym pokoleniu niemal wyłącznie Amerykanów. Odrzucając rodzimą kulturę, krishnaici-yankesi, nie odrzucali metod przynależnych do świata, w którym wychowali się i wykształcili. Rozpoczęli szeroką akcję propagandową organizując krishnaickie happeningi i widowiska połączone z rozdawaniem broszur z adresami "świątyń", sprzedażą książek i werbunkiem. Posłużono się też bardziej efektywną metodą propagandy - pozyskano przychylność młodzieżowych idoli. Zwrócono się do Beatlesów; Georg Harrison nagrał inspirowany melodiami krishnaickimi album Living in the Material World. Paul McCartney i jego żona Linda nagrali wspólnie z chórem Hare Krishna singlową płytę Hare Krishna Mantra. W pierwszym dniu promocji sprzedano 70'000 egzemplarzy.

Szczególnie interesująca jest socjotechnika zastosowana w Niemczech, kraju niegdyś przodującym w propagandzie. Grupa wyznawców Hare Krishna, kierowana przez Sivanadę (prawdziwe nazwisko Samuel Greer, narodowość niemiecka) urządziła, w obecności kamer telewizyjnych, szturm na Bramę Brandenburską. Niewiele brakowało by przekroczyli granicę i znaleźli się na terenie Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Akcja stała się popularnym tematem prasowym, trafiła do dzienników telewizyjnych i w efekcie przyciągnęła tłumy młodzieży. Następnie, w pobliżu Muru Berlińskiego ustawiono megafony nadające pod nazwą "Radiostacja Krishny", muzykę mantry, słyszaną w obu częściach podzielonego Berlina. Gdy tym sposobem znowu zwrócono uwagę mediów, rozpropagowano wiadomość, że do Niemiec przyjeżdża sam Prabhupada. Kiedy już pojawił się ogłoszono, że Prabhupada jest prekursorem wielkiej idei zjednoczenia Niemiec. Później odwiedził Włochy, Francję, Wielką Brytanię i Skandynawię. Zawitał też do Moskwy z wykładem o "wedyjskim komunizmie".

Wydarzenia, których kilka przykładów przytoczono rozgrywały się w konkretnej przestrzeni politycznej i kulturowej. Był to okres ugruntowania potęgi militarnej "miłującego pokój" Związku Radzieckiego, spektakularnych osiągnięć następców Gagarina i Tierieszkowej w także "pokojowym" podboju kosmosu, czas eksportu marksistowskiej teorii i leninowskiej praktyki do Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej, czas zwycięstwa "sił postępowych" na Kubie i porażki "imperialistycznej" interwencji w Zatoce Świń. Był to też okres odrywania się terytoriów kolonialnych od metropolii. Europejskimi i amerykańskimi uniwersytetami wstrząsnęła zawierucha studenckich buntów inspirowanych przez rodzimych maoistów, zapatrzonych w chińską rewolucję kulturalną i Przewodniczącego Mao. Duch szeroko rozumianej lewicy był, zwłaszcza wśród młodych ludzi, obowiązującym światopoglądem, a Ho Shi Ming i Che Guevara międzynarodowymi idolami. Noszony na podkoszulkach wizerunek Che Guevary stał się trwałym elementem pop kultury.

Te zjawiska to ukoronowanie wspomnianego na początku procesu rozpadu dotychczasowych norm moralnych, światopoglądu i stojących na ich straży autorytetów. W pustkę zaczęły wchodzić inne, importowane treści. Dla ich propagowania misjonarze nowych religii i nowych sposobów na życie, umiejętnie nawiązywali do aktualnych problemów, którymi żyli Europejczycy i Amerykanie. Poruszali kwestię wojny w Wietnamie i państwach kolonialnych, podziału Niemiec, zimnej wojny, ekologii itp. Do popularyzacji swoich poglądów wykorzystywali symbole ówczesnej kultury masowej, zwłaszcza gwiazd estrady i filmu. Stojąc w promieniach cudzej sławy, sami sławę zdobywali. Tak było wtedy, tak jest i teraz.

Do upowszechnienia wielu nowych ruchów religijnych przyczyniła się też sama natura współczesnej kultury Zachodu czyli kultury masowej, oczywiście. Show biznes, świat reklamy i propagandy, wchłania wszystko co może przyczynić się do zysku materialnego lub politycznego. Nowe religie stały się kolejnym towarem. Tak było wtedy, tak jest i teraz.

Nowe ruchy religijne, stając się elementem mass medialnej mieszanki, zyskują znaczną popularność. Powinniśmy więc odpowiedzieć na następujące pytania:

. Na ile światopoglądy niesione przez nowe ruchy religijne mogą być zaabsorbowane przez naszą kulturę?
. Jaka jest ich wartość skoro warunkiem koniecznym do przyjęcia tych nowych treści jest reforma myślenia, zwana inaczej kontrolą umysłu bądź po prostu i bez owijania w bawełnę, praniem mózgu?

Rozpocząłem anegdotą z książki Gity Mehty i nią też zakończę. Autorka opowiada jak do mieszkania młodej Hinduski, pochodzącej z dobrej rodziny, o trzeciej nad ranem wpadło sześciu delhijskich policjantów, by aresztować ją pod zarzutem zabójstwa pewnego holenderskiego milionera. Ona to, wraz z grupą przyjaciół, była u Holendra na kolacji, a w dwie godziny po ich wyjściu służący znalazł go martwego. Leżał nagi w łazience, ściskając w ręku książkę. Oskarżona dziewczyna, z początku oszołomiona, szybko odzyskała przytomność umysłu i poddała w wątpliwość słuszność policyjnej logiki.

- Chwila, moment. Jeżeli miałabym zabić mojego przyjaciela, nie zadawałabym sobie trudu rozbierania go. A już na pewno nie wciskałabym mu do ręki książki. Proszę mi uprzejmie powiedzieć, co on czytał w momencie śmierci.
Policja, zbita z pantałyku tą niespodziewaną napaścią, wertować zaczęła pośpiesznie swoje notatki i stosowną stronę podała dowodzącemu oficerowi.
Oficer przełknął ślinę i odczytał: Denat leżał na podłodze łazienki z tomem w lewej dłoni, otwartym na stronie trzydziestej dziewiątej. Tytuł tego tomu brzmi jak następuje:
Tybetańska Księga Umarłych.
- No i proszę - dziewczyna odezwała się triumfująco. - Kto zostawiałby tak obciążający dowód w rękach swojej ofiary?
Oficer policji nie słuchał dziewczyny. Wpatrywał się w notatkę w aktach. W końcu podniósł wzrok i zapytał:
- Czy ten holenderski milioner nie miał przypadkiem głowy nabitej hinduizmem?
- Bardzo interesował się naszą filozofią - potwierdziła dziewczyna.
- Rozumiem - powiedział oficer i dał znak swoim ludziom do wyjścia z domu. Kiedy sam znalazł się już w drzwiach, odwrócił się jeszcze do rodziców dziewczyny.
- Jeśli denat miał w głowie hinduizm - zauważył smutno - to to było prawdopodobnie powodem zgonu.
Dziewczyna powiedziała mi później, że holenderski milioner umarł na raka. Tak czy owak, policja z Delhi przeprowadziła właściwe rozumowanie. Filozofia może być czasem równie śmiercionośna jak rak.

JACEK ZIELIŃSKI
OŚRODEK STUDIÓW NAD KULTURĄ MASOWĄ
KATOLICKIEGO STOWARZYSZENIA "CIVITAS CHRISTIANA"


Nasze materiały:
** Sekty - Opis, ciekawastki, polemika
** Jak bronić się przed sektami - artykuł - autor: ks. Waldemar Kulbat
** Sekty a demokracja - artykuł ks. Waldemara Kulbata
** Misja Czaitani - nadesłał: Lech Rugała na podstawie opracowań CIKD
** ISCON - List - świadectwo byłego wyznawcy